"Pożegnanie jesieni"

Teatr Malabar Hotel

24-06-2019 godz. 19.00 Zamojski Dom Kultury czas trwania: 90 minut bilet: 20.00 zł
"Pożegnanie jesieni"
autor: Stanisław Ignacy Witkiewicz

reżyseria: Maria Żynel

dramaturgia: Marcin Bartnikowski

scenografia, kostiumy i lalki: Marcin Bikowski

muzyka: Jacek Mazurkiewicz
fot. Bartek Warzecha .
fot. Bartek Warzecha .
fot. Bartek Warzecha .

„Pożegnanie jesieni” to katastroficzna wizja społeczeństwa oddającego się w objęcia totalitaryzmu. Bohaterowie rozpięci między dwoma jesieniami przez jeden krótki rok doświadczają kryzysu sztuki, filozofii i religii, który zmiata z powierzchni ziemi świat jaki dotąd znali. Na tym tle oglądamy erotyczne przygody Atanazego Bazakbala, Heli Bertz i Jędrusia Łochojskiego, którzy próbują chwytać się każdej szansy na przetrwanie i poprawę losu.

      Kultową powieść Witkacego opowiadamy z perspektywy Izabeli Czajki Stachowicz vel Beli Hertz - pierwowzoru demonicznej Heli, która faktycznie przeżyła spełnienie katastrofizmu zapisanego przez Witkiewicza. Bela uchwycona w muzeum potworności Witkacego wraca pamięcią do tamtej Warszawy i tamtej jesieni. Mamy nadzieję, że diametralnie różnej od obecnej.

 

obsada: Maria Robaszkiewicz, Marcin Bartnikowski, Marcin Bikowski

 

Projekt zrealizowano dzięki Stypendium Prezydenta M. St. Warszawy i w ramach Stypendium z Funduszu Popierania Twórczości ZAiKS dla Marcina Bartnikowskiego.

Spektakl współprodukowany przez Zamojskie Lato Teatralne i Teatr Maska w Rzeszowie.

 

 

„O spektaklu po spektaklu”  - spotkanie z artystami prowadzi Jacek Wakar – Zamojski Dom Kultury

 

 

 

 

recenzje

Witkacy z Malabaru - Teatr jaki lubię

Lubię Witkacego i każdą dziedzinę jego twórczości - malarstwo jednak najbardziej może dlatego, że najłatwiej myśli się obrazami. Używanie przez artystę rozmaitych "środków", które wspomagały tworzenie portretów, niepotrzebnie podsycało legendę dziwaka i ekscentryka, rzucając cień na tę wieloraką twórczość. Z jego ekspresyjno-surrealistycznym, formistycznym, malarstwem wiąże się nierozerwalnie teoria sztuki, która była dla artysty spójnym systemem łączącym teorię dzieła z problem jego odbioru i kryterium oceny. Jedność i wielość to opozycja definiującą istnienie; jedność w wielości staje się istotą bytu, którego poznanie jest możliwe dzięki uczuciom metafizycznym. Warstwą, w której dostrzec można związki między dziełem sztuki a istotą bytu jest Czysta Forma - w niej zamyka się tajemnica istnienia, a kompozycja i kolor równoważą się wzajemnie. Jednak z czasem malarstwo Czystej Formy - gdy Czysta Sztuka nie była już potrzebna - Witkacy porzucił, poświęcając się zarobkowej "produkcji" portretów w ramach jednoosobowej firmy, traktując sztukę już tylko jako rzemiosło. Wynikało to zapewne z przekonania o zaniku uczuć metafizycznych, z przeczucia nieuniknionej zagłady sztuki, dla której nie będzie miejsca w nowym, szczęśliwym i bezkonfliktowym społeczeństwie (proroctwo nadejścia państwa totalitarnego).

W obliczu zbliżającej się katastrofy i upadku epoki Witkacy umieścił - jak określił - "przeżycia bandy zdegenerowanych byłych ludzi na tle mechanizującego się życia". Tą "bandą" są bohaterowie "Pożegnania jesieni", którzy szarpią się gdzieś pomiędzy sztuką a życiem, filozofią a religią, uciekając w narkotyczne wizje. Czytając "Pożegnanie jesieni" zupełnie nie mogłam wyobrazić sobie, jak można to literackie dzieło przenieść na scenę i które fragmenty wybrać, skoro sam autor powiedział, że powieść to "rzecz przeznaczona do cichego czytania", pozbawiona "czynnika zmysłowego (dźwiękowego lub wzrokowego), bez którego nie może być pełnego działania". Podobno udało się to na scenie tylko dwa razy. Teraz z powodzeniem zrobili to artyści Teatru Malabar Hotel.

Obejrzałam spektakl 13 marca 2019 na scenie Teatru Collegium Nobilium w Warszawie - obejrzałam z zapartym tchem i w "metafizycznym uniesieniu". Nie jestem znawcą i specjalistą w dziedzinie teatru, jednak wysoko sobie cenię Teatr Malabar Hotel i nie tylko dlatego, że właśnie Witkacego obrał sobie za duchowego patrona. To Teatr, który przemawia do mnie swoją stylistyką - elementami plastycznymi, zwłaszcza maskami, które w tym spektaklu są istnym "rozwydrzeniem form i kolorów" - jak zapewne powiedziałby sam autor. Długo zastanawiałam się, jaki będzie ten sceniczny świat z Witkacego - dawny świat, w który widz wkroczy ze swoją wyobraźnią po to, aby skonfrontować się z różnymi typami ludzkimi - "istotami dwunożnymi" szarpanymi popędami i kaprysami. W zmieniającym się dziś dynamicznie naszym świecie (w którym jednak przetrwały wady i grzechy wytykane przez Witkacego), szybkim przemianom ulegają systemy wartości, kanony estetyczne, zmieniają się też środki wyrazu w sztuce; zmieniać się więc musi teatr po to, aby sprostać oczekiwaniom współczesnego widza, a może po prostu zachęcić go do przyjścia. Wydaje mi się, że Malabar robi to doskonale (choć może to teatr dla określonej grupy odbiorców, którzy nie szukają na scenie gotowych i prostych rozwiązań), bo twórcom Teatru udało się stworzyć własny wizualny język i teatralną przestrzeń, przynależną zarówno ludziom jak i maskom, w której materia łączy się z ideą w jedną spójną całość.

Elementy scenograficzne tła w "Pożegnaniu jesieni" to proste formistyczne kształty. Na scenie drewniane skrzynie. Jedna z nich - podłużna - wywoływać może różne skojarzenia: ja przypomniałam sobie akurat dawne doniesienia prasowe o samobójstwie Jadwigi Janczewskiej - narzeczonej malarza (do jej śmierci odnoszą się powieściowe losy Zosi Osłabędzkiej) i relacje Czesławy Oknińskiej z ostatnich dni życia Witkacego i to jak opowiadała potem, że Stasia pochowano w trumnie ze zwykłych sosnowych desek. Na scenie jest jeszcze kilka prostych kubicznych form tworzących postumenty masek - jak w galerii potworności. Te kubiki sugerują nie tylko wnętrza, w których rozgrywają się różne sceny (też te erotyczne), a bohaterowie prowadzą filozoficzne dialogi. Dzięki scenicznym zabiegom zobaczymy też inne odległe miejsca, poczujemy nawet odległe indyjskie klimaty.

W spektaklu występują "fizycznie" tylko trzy osoby. Hela Bertz (jej pierwowzór to Bella Hertz, pisarka i publicystka, występująca pod pseudonimem Izabela Czajka-Stachowicz) - to z jej perspektywy śledzimy akcję powieści - w tej roli rudowłosa Maria Robaszkiewicz. Marcin Bikowski, autor scenografii, kostiumów i przede wszystkim gadających masek, to Atanazy Bazakbal, który sugestywnie potrafi przekonać widza, że "banalność sytuacji" jest naprawdę dla niego "wprost nieznośna". Dramaturgia jest dziełem Marcina Bartnikowskiego - na scenie Jędrek Łohoyski -"jeden z oryginalniejszych hrabiów na naszej planecie", dla którego po "rewolucyjnym przewrocie" najważniejszym problemem może być "tajny handel kokainą" - aktor charakterystyczny, świadomie budujący rolę - aktor, który nie gra na scenie - on na niej po prostu jest.

W trakcie dynamicznej akcji zupełnie zapominamy, że grają tu tylko trzy osoby, bo odpowiednio dobrane teatralne środki - czyli głównie maski - pozwalają z łatwością wejść w metafizyczny świat z powieści. Aktorzy animując maski wcielają się w różne role. Fantastyczna galeria masek ! "Zamknięty w swym materialistycznym światopoglądzie" (okulary zawsze podnoszą prestiż) Chwazdrygiel, znakomity biolog "zdawał się naprawdę żyć w fizykalnej rzeczywistości Leona Chwistka". Maska na scenie też "wydawała się żyć", bo była maską "interaktywną" - uruchamianą pilotem - poruszającą ustami. Ziezio Smorski był wprawdzie chudy i "niepomiernie wysoki", ale na scenie wyglądał jak pełnoplastyczny portret "typu C" stworzony w Firmie Portretowej "S. I. Witkiewicz". Ksiądz Hieronim Wyprztyk mówi tak, że słowa naprawdę wylewają się z ust, a jego język powoli przekształca się w metaforyczny czerwony słowotok, pozostawiając widzowi swobodę interpretacji. Zosia Osłabędzka to tragiczna maska w kolorze sinozielonym; w czasie akcji na scenie naznaczona jest czerwonym piętnem. Nikt nie ma wątpliwości co do symboliki maski z rogami i w goglach. Inna - zanurzona jest w przezroczystej mazi, a gdy się z niej wynurza - wygląda jak któryś z wizyjnych obrazów opisanych przez Witkacego w "Narkotykach" - "maska żywa i robiąca przeraźliwe miny", której "białe macki wiją się jak mątwa". Genialne ! Prawdziwy teatr formy, w którym nie brakuje kształtów i kolorów. Unoszące się w powietrzu białe piórka tworzą tło narkotycznych doznań. Niebieski kolor ma zwykle bogatą symbolikę (niematerialność, nierzeczywistość, granica dwóch światów) i robi wrażenie nawet, jeśli jest to tylko barwa pospolitej folii rwanej w kawałki i strzępy tak, jak powoli strzępi się życie. Łohoyski i Bazakbal związani błękitem folii w erotycznym uścisku - to jak podwójny portret Witkacego, bo takie ujęcia "Firma S. I. Witkiewicz" także wytwarzała. Taki teatr naprawdę hipnotyzuje, jest magiczny. To Teatr, który potrafi uwieść.

O spektaklu wiele można mówić, pisać, opowiadać, analizować każdy gest opisując każdą Formę, dochodząc i odchodząc od tej Czystej, ale - powtarzając za Witkacym - nie można przecież wszystkiego "wygadać do cna". Najlepiej więc zobaczyć to na własne oczy, bo warto.


Izabela Winiewicz-Cybulska  http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/272646.html

W malabarskim Pożegnaniu jesieni świat, jaki znali współcześni Witkiewiczowi, jest już tylko wspomnieniem. My możemy jedynie uczestniczyć w tym przepełnionym nostalgią i gorzką ironią pożegnaniu. Widzimy relacje międzyludzkie rwące się jak foliowy worek na śmieci. Słyszymy bełkotliwe manifesty filozoficzne i naukowe wygłaszane przez gadające głowy. Przyglądamy się religijnym rytuałom, które służą daremnym próbom zaspokojenia metafizycznej żądzy. Innego końca świata nie będzie.

Inscenizację Pożegnania jesieni w reżyserii Marii Żynel cechuje wyjątkowa wrażliwość na język Witkiewicza. Wielkie wyrazy uznania dla twórców spektaklu za uchwycenie i ukazanie potężnej siły dramatycznej zawartej w słowie. 

http://witkacy.eu/wp/innego-konca-swiata-nie-bedzie/