W XIX wieku, kilkanaście lat po upadku powstania listopadowego, siostrę Makrynę Mieczysławską uznano za uosobienie męczeńskich losów Polski. Czcili ją wszyscy romantyczni wieszczowie: Krasiński, Mickiewicz, Norwid i Słowacki. Historia zbiegłej, prześladowanej przez prawosławny kler unickiej mniszki z Mińska, stała się sensacją w Paryżu i Rzymie. Jej relacji wysłuchał sam papież Grzegorz XVI, a Adam Mickiewicz za jej namową powrócił na łono Kościoła. Uciekinierka z carskiej Rosji, obwołana za życia cudotwórczynią i świętą, została przeoryszą nowo powołanego zakonu, któremu klasztor w Wiecznym Mieście ufundowała polska emigracja. Po latach okazało się, że Matka Makryna tak naprawdę nazywała się Irina Wińczowa. Nigdy nie była zakonnicą, a ślady jej „męczeństwa” to pamiątka po mężu: uzależnionym od alkoholu, używającym przemocy carskim oficerze. W zakonie była tylko szafarką – świecką osobą, która pomagała w rozdawaniu posiłków. „To niewątpliwie opowieść o tym, jak jako społeczeństwo dajemy się wodzić za nos, zwłaszcza gdy w grę wchodzi zbitka pojęciowa „Polak-katolik”. Ale jest to też opowieść o osobie, która doświadczała wykluczenia” – tak o swojej książce mówił Jacek Dehnel.
reżyseria i wykonanie: Irena Jun
„O spektaklu po spektaklu” - spotkanie z Ireną Jun prowadzi Jacek Wakar – Zamojski Dom Kultury
recenzja
Monodram to chyba najtrudniejsza ze scenicznych form - dla aktora, pozbawionego "pomocy" kolegów i zmuszonego do zapamiętania długich partii tekstu, ale i dla widzów. Ci, przyzwyczajeni zwykle przez teatr do parady atrakcji, nagle muszą skupić uwagę na jednej postaci i na słowie. Wieczór z Ireną Jun to przedstawienie, które powinien zobaczyć każdy adept aktorstwa. Oczywiście aktorce pomaga sam materiał wyjściowy - poemat Słowackiego i książka Dehnela o kobiecie, która w XIX wieku podszyła się pod zakonnicę noszącą męczeńskie rany. Na jej opowieści dała się nabrać i Wielka Emigracja, i wszyscy polscy wieszczowie, i sam papież Grzegorz XVI. Tam, gdzie trzeba, Jun jest zabawna, choć nie idzie w łatwy humor. Nie jest też wobec swojej bohaterki bezlitosna - dzięki Jun nie tylko staramy się Makrynę zrozumieć, ale często trzymamy za nią kciuki. Nie tylko z teatru wiemy przecież, że nie warto kibicować drugiej stronie, czyli elitom, które owinęło sobie wokół palca jakieś manipulatorskie indywiduum.
"Matka nie-Polka"
Marcin Pieszczyk
Wprost nr 11
13-03-2018